Ta książka leży na progu kościoła, jest dla tych, którzy są przy wyjściu i dla tych, którzy jeszcze nie weszli – mówi ks. prof. Krzysztof Pawlina, autor „W Jezusowej szkole tańca”. Nowa publikacja dla gimnazjalistów i licealistów ukazała się nakładem Wydawnictwa Sióstr Loretanek.

 

 

 

Publikujemy rozmowę z autorem książki:

 

KAI: Skąd pomysł, by w książce o zasadach, jakimi warto kierować się w życiu, posłużyć się metaforą tańca?

 

Ks. Krzysztof Pawlina: Zastanawiałem się jak do młodych ludzi mówić o sprawach ważnych w lekkiej formie, żeby ich zaintrygować. Taniec wydał mi się odpowiedni z dwóch powodów – po pierwsze, młodzi bardzo go lubią, to dla nich rozrywka. Po drugie, taniec to nie tylko chaotyczne gesty na dyskotece, to również pewna sztuka, wymagająca nauki, opanowania kroków, samodyscypliny i ćwiczeń. By zatańczyć tango czy walca, musimy nauczyć się podstaw i doskonalić umiejętności. W tańcu, jak w życiu, ważny jest każdy krok. Podejmując kolejne kroki w tańcu, jak decyzje w życiu, trzeba uważać, by nie podeptać wartości, ideałów, by nie podeptać stóp partnera. By dobrze tańczyć, tak jak by mądrze żyć, trzeba się tego nauczyć.

 

KAI: Był Ksiądz na kursie tańca przygotowując się do napisania tej książki?

 

- Nie, skorzystałem za to ze wskazówek znajomych, którzy taki kurs ukończyli. Starałem się nauczyć podstawowych kroków, by móc wykorzystać tę wiedzę w pisaniu przewodnika dobrego życia.

 

KAI: A gdzie podsłuchał Ksiądz języka młodych?

 

- Stale przebywam wśród młodych ludzi – prowadzę wykłady dla studentów. Lubię też z nimi rozmawiać. Po napisaniu kilku książek dla młodzieży, w których posługiwałem się „pobożnym” językiem, postanowiłem napisać o pobożnych sprawach językiem młodych, bez umniejszania sacrum. Używam terminów, którymi posługuje się młodzież, odniesień do świata wirtualnego, w którym często żyją. Kiedy mówię o spowiedzi, jako o „resetowaniu serca”, używam pojęć bliskich młodym, nakładając je na tło spraw niezmiennych, przez które płynie łaska.

 

Gdy siostra Andrzeja z Wydawnictwa Loretanek poprosiła mnie o książkę religijną dla młodych, najpierw porozmawiałem z nastolatkami, by przekonać się czym teraz żyją. Zauważyłem, że gubią się w świecie, w którym wzorem dla nich są celebryci. Celebryci bowiem zmieniają się bardzo szybko. Nie są autorytetami w naszym rozumieniu, ale są wzorem dla młodych i odgrywają w ich życiu ogromną rolę. Za to instruktorzy mądrego życia – nauczyciele, wychowawcy, rodzice, są lekceważeni. Młodzi szukają swoich instruktorów życia w sieci. „Przyjaciół” bez twarzy i serca, anonimowych, którzy wysłuchają, akceptują, nie krytykują, ale i nie kochają, nie wymagają od nich. Tylko jak długo można żyć bez prawdziwej miłości?

 

Potrzebna jest dziś pozytywna atmosfera wokół młodych, która zniszczy spiralę negatywnych emocji. Klimat nieustannego krytykowania zraża młodych i denerwuje ich. Nie znajdując akceptacji w najbliższym otoczeniu, szukają jej w subkulturach. Wszyscy potrzebują pozytywnej motywacji. W każdym młodym człowieku jest sporo dobra, ono zostało schowane bądź przestraszone i potrzeba pozytywnych dotknięć, by obudzić w nich to, co jest dobre.

 

KAI: W jaki sposób dobrał Ksiądz tematy kolejnych rozdziałów?

 

- Staram się być obserwatorem życia. Noszę w sobie doświadczenia, rozmowy, niekiedy wynotowuję coś istotnego. Spotkałem się z wieloma osobami, które żałują, że nie posłuchały w porę dobrej rady. Postanowiłem pisać o podstawowych sprawach – zacząłem od miłości, od relacji między osobami. Pokazuję piękno, ale też zwracam uwagę, by nazywać rzeczy po imieniu, nie rozmywać spraw trudnych, nie zacierać granic. Podkreślam, że w miłości nie ma miejsca na używanie drugiego człowieka, na przymierzanie i porzucanie. Od porzucania są przedmioty, człowiek jest do miłości.

 

Zachęcam też do poznawania swoich korzeni, tradycji rodzinnych – by młodzi nie patrzyli jedynie ku przyszłości, ale i sięgali po dziedzictwo przeszłości. Proponuję czytanie poważnych książek, słuchanie muzyki klasycznej. Wiem, że to młodym może wydawać się nudne, ale to inwestycja w ich przyszłość. Podobną inwestycją jest rozwój duchowy. Przekonuję, że bez rozwoju duchowego, wszelka wiedza, umiejętności i specjalizacje nie stworzą z nich pełnego człowieka. Bez wiary będą upośledzeni, nie będą potrafili wznieść się ponad to, co widzialne, poza racjonalizm. Trzeba mieć czas na duszę, tak jak się ma czas na tenisa, czy naukę języków obcych. To inwestycja w przyszłość, w wieczność.

 

KAI: Do kogo konkretnie skierowana jest ta książka?

 

- Z moich obserwacji wynika, że kupią ją głównie rodzice i babcie dla swoich dzieci i wnuków. Młodzi rzadko sięgają po książki religijne sami z siebie.

 

Mam nadzieję, że „W Jezusowej szkole tańca” trafi do gimnazjalistów i licealistów. Ma być dla nich pomocną dłonią, która pokieruje, podtrzyma albo wskaże jak się zachować, gdy się zakochają, zbuntują na Kościół, gdy wszyscy i wszystko ich denerwuje, gdy stają się niewolnikami internetu czy komórki.

 

Pisałem dla tych, którzy stoją blisko drzwi wyjściowych kościoła i dla tych, co stoją przy wejściu. Ta książka leży na progu kościoła. Nie jest też ani dla pokolenia X, ani Y, ani nawet dla pokolenia JP2. Nie potrafię pisać książek dla pokoleń. Napisałem ją dla pojedynczego, konkretnego człowieka, który boryka się z problemami, który kocha, czuje się zagubiony. I który chce popracować nad tym, by szczęśliwie żyć.

 

 

KAI