Kiedy byli nastolatkami, nie przystąpili do sakramentu bierzmowania. Dopiero po latach zdecydowali się zostać dojrzałymi chrześcijanami. Do tej pory byli „na marginesie”. Teraz tworzą centrum Kościoła.

 

Ich świadectwa są przejmujące. Może tak właśnie mówili kiedyś pierwsi chrześcijanie. – Każdego dnia oddaję życie Bogu, nawet jeśli nie miałoby być takie, o jakim marzę. Jestem dla Niego gotowa na wszystko – mówi 22-letnia Kamila K. Wcześniej przez kilka miesięcy siadywała w kościele i czekała, aż usłyszy Jego głos. Obok klęczał jej chłopak – Przemek. Modlił się, żeby uwierzyła. I któregoś dnia… stało się. Dziś Kamila przyjęła Komunię i bierzmowanie. – Może tak nie można mówić, ale gdybym od początku była katoliczką, nigdy bym nie poczuła takiej intensywnej obecności Boga. Teraz brak mi słów – opowiada. Nie chce podawać swojego nazwiska, bo od 3. roku życia mieszkała w Libii i tak jak tata była muzułmanką. Wróciła do Polski przed trzema laty i wtedy zaczęła się jej historia z powrotem do katolicyzmu.

 

Dorośli przyjmujący sakrament bierzmowania najczęściej mają od 20 do 30 lat. Ale zdarzają się wśród nich też 60- i 70-latkowie. – Nie mogę zwracać się do was „chłopcy i dziewczęta” – powiedział bp Piotr Jarecki, udzielający 20 marca br. sakramentu dojrzałości chrześcijańskiej studentom i pracownikom naukowym w kościele św. Anny w Warszawie.
– Jeden z was jest starszy ode mnie – dodał.

 

Powody, dla których nie przyjęli go wcześniej, są różne. Od młodzieńczej kontestacji wiary, przez poszukiwania Boga w innych wyznaniach, po względy życiowe – wyjazd rodziców na placówkę zagraniczną czy małżeństwo z obcokrajowcem.

 

Odzyskani

 

– W warszawskim kościele św. Anny co roku przystępuje do sakramentu bierzmowania około 140 dorosłych – mówi ks. Sergiusz Dębecki, zajmujący się ich przygotowaniem. Nikt nie prowadzi ogólnokrajowej statystyki „odzyskanych” dla Kościoła. – Walka o człowieka dokonuje się w przestrzeni ludzkiego wnętrza i trwa całe życie – podkreśla ks. Sergiusz. – Ci ludzie dojrzale wybierają Chrystusa. Bierzmowanie to sakrament umocnienia wiary. Ale naznaczenie krzyżmem to dopiero początek, kolejna szansa spojrzenia na Kościół. Potem nieustannie trzeba pielęgnować swoje relacje z Bogiem. Kiedy pytam księdza, jak sam je pielęgnuje, wylicza, że często się spowiada, codziennie sprawuje Eucharystię, modli się, czyta Pismo Święte. – Jestem w Kościele od zawsze, nie miałem czasu bez Boga – opowiada. – Ale rozmawiając z dorosłymi przystępującymi do bierzmowania, obserwuję, jak działa łaska.

 

To są prawdziwe cuda

 

Jednego z przygotowywanych przez niego do bierzmowania już jako dorosłego ochrzciła babcia. Przez lata żył bez Boga, aż do momentu, kiedy poznał głęboko wierzących kolegów. Pojechał z nimi na audiencję do Jana Pawła II, przyjął Komunię św., a w drodze powrotnej z Rzymu zatrzymał się w Padwie, gdzie modlił się przy relikwiach św. Antoniego. To tam usłyszał wewnętrzny głos, że pora się nawrócić. Po powrocie z metryki chrztu dowiedział się, że jedno z jego imion to właśnie Antoni. Tak patron upomniał się o niego.

 

Niektórzy, przystępując w późniejszym czasie do sakramentów, spowiadają się po raz pierwszy od I Komunii św. – To ludzie dzisiejszych czasów. Wielu miało problemy z akceptacją nauczania Kościoła w sprawie prokreacji, żyło w związkach na próbę. Przychodzą z innego świata. Nigdy nie pytam, dlaczego nie przystąpili do bierzmowania wcześniej – mówi ks. Sergiusz. – Jaki muszą mieć mocny charakter, że kiedyś odcięli się od ogółu, a teraz decydują się na powrót do Chrystusa... – mówi. I dodaje, że media nagłaśniają odejścia z Kościoła, a milczą o tych, którzy do niego codziennie wracają.

 

Anioł stróż Kamili

 

Kamila K. pochodzi z małej podwarszawskiej miejscowości, ale kiedy miała trzy lata wyjechała z rodzicami do Libii. Stamtąd pochodzi jej tata. Razem z rodziną chodziła do meczetu, modliła się pięć razy dziennie, uczyła się Koranu, przestrzegała ramadanu. Kiedy pytam, jak to jest być muzułmanką, odpowiada, że normalnie. – Naturalnie wtopiłam się w tamto życie, kulturę.

 

Jednak nie udawało jej się porozumieć z ojcem. Kiedy rodzice rozstali się, wróciła z mamą i bratem do ojczyzny. Z językiem nie miała problemów. Cały czas rozmawiała po polsku z mamą, ale też pracowała w polskiej firmie zajmującej się budową dróg i mostów. – Spieszczam niektóre słowa – przeprasza. – Gorzej jest z pisaniem, muszę to nadrobić – mówi. Zajęła się też nadrabianiem zaległości w wierze katolickiej. A wszystko zaczęło się w miejscu nie bardzo uduchowionym – jednym z warszawskich klubów, gdzie poznała Przemka. – Nie byłam świadoma, że to taki katolik – uśmiecha się. To on namówił ją do wspólnych modlitw w kościele św. Anny w Warszawie. – Tak zaczęła się moja walka o Boga – wspomina. – Muzułmanie uważają, że Jezus jest prorokiem, a Bóg nie może mieć syna. Ale podczas modlitw z Przemkiem poczułam, że Jezus żyje, jest przy każdym z nas, nie zostawia nas w upadku i w nieszczęściu, ale podnosi i podaje dłoń. Na 100 procent czuję, że jest. On dał mi wszystko, a ja ciągle błądzę – zamyśla się. Towarzyszy jej Przemek – jej anioł stróż, z którym już ustaliła datę ślubu.

 

25-letni Jan Ławniczek, student bezpieczeństwa narodowego na Akademii Obrony Narodowej, który też przystąpił do bierzmowania, nie wyobraża sobie rozpoczęcia kolejnego dnia bez modlitwy. Potem czyta fragment Ewangelii i rozsyła go esemesem do trójki przyjaciół. – Od trzech lat nazywam się nawróconym – opowiada. – Przedtem niewiele miałem wspólnego z wiarą. W domu nikt nie praktykował, a ja przeżywałem młodzieńczy bunt. Nawrócenie zaczęło się od poważnych rozmów z bardzo wierzącym kolegą Krzyśkiem. Potem poznał Kamilę, która też dała mu przykład życia religijnego. – Nie ukrywam, że wiążę z nią przyszłość – przyznaje. – Wspólnie podjęliśmy decyzję o wytrwaniu w czystości przedmałżeńskiej.

 

Kroki do Boga

 

– Cała historia zaczęła się, odkąd poznałam mojego chłopaka, Tymka – mówi 23-latka Katarzyna Duda, studentka międzywydziałowych indywidualnych studiów humanistycznych, która przyjęła bierzmowanie. – Otworzył mi oczy na wiele spraw. Ale zrobił to tak subtelnie, że nie czułam presji. Sama podejmowałam decyzje. Ponad rok od naszego poznania wyszłam z inicjatywą, żeby razem iść na Camino de Santiago. Jak się przechodzi każdego dnia kilkadziesiąt kilometrów, dobrze widać, że to codzienna Msza św. nadaje sens tej drodze. Wcześniej krok po kroku zbliżałam się do Boga. Ileś lat temu na inne trasy sprowadziło mnie poszukiwanie dziwacznej ekstazy, chęć wyjścia z ciała za pomocą parawschodnich technik. Starałam się medytować, ale okazało się, że to prowadzi donikąd. To ślepa uliczka, w którą nie ma co wchodzić. Tutaj, na ziemi, mamy nasze ciała i nie ma potrzeby, żeby gdzieś odlatywać. Ciało i dusza uzupełniają się w najlepszy, harmonijny sposób.

 

Katarzyna jest przekonana, że odkryta ponownie wiara czyni ją w pełni człowiekiem. – Niełatwo mi o tym mówić, bo mimo dojrzałego i świadomego przyjęcia sakramentu w dalszym ciągu czuję, że nie jestem jeszcze u celu, ale na drodze do Boga i wiary. Jej zwieńczeniem, paradoksalnie, wydaje się Śmierć przez duże „Ś”, bo jest bramą przejścia do Pana – uważa.

 

Przyznaje, że coraz częściej myśli: „Bóg jest super”. – Choćby to nawet brzmiało niepoważnie, właśnie te słowa najlepiej oddają to, co czuję, gdy myślę o sakramencie bierzmowania i mojej drodze – mówi. – To zwykła, prosta radość. Sam zapach krzyżma napełnił mnie pokojem. Cieszę się całkiem zwyczajnie. To mały krok dla ludzkości, ale dla mnie – ogromny postęp. Bóg i wiara to dla mnie sens i radość – chyba tyle wystarczy.

 

Barbara Gruszka-Zych

wiara.pl